Za kilka dni minie miesiąc od ukończenia maratonu ultra na dystansie 500 km. Celowo zwlekałem tyle czasu przed publikacją tego posta aby mieć czas na obserwację skutków ubocznych, które – choć niewielkie – minęły dosłownie kilka dni temu. Jeśli więc przygotowujesz się do dystansów ultra, warto abyś przeczytał ten wpis by wiedzieć na co powinieneś być przygotowany po maratonie.
Bezpośrednio po mecie
Po nieprzespanych 24 godzinach w siodełku rowerowym wydawać by się mogło że jeszcze w trakcie jazdy będę walczyć z sennością. Prawda jest jednak taka, że emocje jakie towarzyszą podczas maratonu nie pozwalają zasnąć nawet za metą. Dlatego pierwsze dwie godziny po finiszu spędziłem m.in. na kąpieli i posiłku regeneracyjnym. Dopiero w oczekiwaniu na posiłek poczułem ciężar głowy i powiek. Później wybrałem się na dwu-godzinną drzemkę, która była wielkim wyzwaniem – pomimo tego, że ubrałem się w ciepły dres, przykryłem się kołdrą i kocem to wciąż miałem problem aby się rozgrzać. Z resztą nie ja jeden. W domku było po prostu zimno.
Czy boli mnie tyłek?
Dużo osób mnie pytało, czy po takim dystansie jestem w stanie normalnie siedzieć. Tak – tyłek był częścią najmniej bolącą. Zdziwiony? To wszystko wynika z treningów, odpowiedniego siodełka (jego kształtu i ustawienia) oraz spodenek z wkładką.
Generalnie czułem trochę mięśni, np. czworoboczne uda czy w okolicach krzyża, ale nie był to ból, który miałby eliminować mnie od czynności życia codziennego. Najtrudniejsze było wysiąść z samochodu po niespełna dwóch godzinach spędzonych na fotelu pasażera.
Co w głowie siedzi
Moje ogólne samopoczucie po tej wyprawie jest bardzo dobre. Czuję psychicznie, że dłuższe trasy też dam radę zrobić, więc optymistycznie patrzę na zbliżający się Pierścień Tysiąca Jezior. W głowie zrodziła się także myśl, że 1008 również dam radę pokonać w limicie czasu. Tylko co ja będę robił przekraczając metę, skoro po pięciuset kilometrach wrzeszczałem (jeśli o tym nie wiesz, to koniecznie przeczytaj moją relację)? 😁
Efekty uboczne
Pierwszy – dość spodziewany – efekt uboczny pojawił się już następnego dnia, w poniedziałek popołudniu zaczął się ból gardła, katar i inne objawy typowo przeziębieniowe. Niestety ciągnie się to do dziś, ale po drugim podejściu po lekarza dziś jest znacznie lepiej. Dlatego wyciągnąłem nauczkę i po kolejnym maratonie biorę minimum jeden dzień urlopu, aby dobrze się wyspać i wypocząć.
Drugi – zaskakujący – pogorszone czucie w trzech palcach (kolejno od najmniejszego) lewej ręki oraz dużego palca lewej stopy. O ile objawy w palcach ręki ustąpiły po paru dniach, o tyle paluch jeszcze do zeszłego tygodnia zdawał się żyć w odosobnieniu. Ale nie ja jedyny miałem tego typu objawy. Mając okazję rozmawiać z kolegą, który w zeszłym roku ukończył Tour de Pomorze (700 km), dopiero po wizycie u fizjoterapeuty (po 4 miesiącach) ustąpiło u Niego mrowienie w lewej dłoni.
Zakończenie
Finał jest taki, że nie zniechęciłem się do roweru. Ba – gdybym chciał, mógłbym w poniedziałek pojechać rowerem do pracy, ale rozsądek podpowiadał żeby tego zaniechać. Pokonanie dystansu 100 km na jeden raz to dla mnie już norma i nic szczególnego. Na pewno przed następnym maratonem przyda się usługa Bike fittingu, na którą już jestem zapisany (ale muszę czekać prawie dwa miesiące). Gdybym po tych 500 kilometrach mógł się wykąpać i przebrać w świeży strój, mógłbym jechać dalej. (wariat!)
Czy udział w ultramaratonach rowerowych jest dla wszystkich? Nie sądzę. Fizycznie, każdy z nas jest w stanie się przygotować. Ale trzeba mieć do tego też odpowiednio silną głowę i motywację. Mimo wszystko jest to niesamowita przygoda, możliwość poznania nowych ludzi i oglądania wschodu słońca z siodełka. Było warto.