Nadszedł czas aby uchylić rąbka tajemnicy na temat nowego projektu wyzwania jakie sobie zafundowałem w tym roku, a raczej myślałem o nim przez cały rok i wreszcie nadszedł czas gdy mogę go zrealizować. Tytuł tego wpisu już wszystko zdradził, pozostaje mi jedynie rozwiać ewentualne wątpliwości. Tak, w tym roku planuję kontynuować swoją kolarską przygodę, więc będę jeździć rowerem zimą. Koniec listopada lada dzień, a ja wciąż jeżdżę regularnie rowerem do i z pracy. Mam więc już swoje pierwsze przemyślenia którymi się z Wami podzielę w dalszej części tego wpisu. Zacznę jednak od przygotowań do sezonu zimowego. Zapraszam.
Przygotowania wymagały ode mnie trochę inwestycji, ale na szczęście nie jest to tak że wydatki musiałem poczynić tylko po to, aby swoje fanaberie zamienić w coś materialnego. Chodzi po prostu o coś więcej – o możliwość realizowania siebie i swojej pasji.
Zakup roweru na zimę
Pierwszą ważną inwestycją był rower. Oczywistym dla mnie było to, że szosą nie będę jeździć w tak niesprzyjających warunkach jakimi jest zima. Wiecie – dużo wilgoci, soli, piasku a nawet lodu. Pozostało mi więc rozważyć pomiędzy Gravelem a MTB. Decyzja nie była trudna i zdecydowałem się na terenowy odpowiednik szosy. Zapraszam Ciebie do osobnego wpisu w którym napisałem na co zwracać uwagę podczas zakupu roweru szutrowego. Uzupełnieniem tego artykułu może być jedynie wzmianka, iż świadomie zdecydowałem się jeździć gravelem także zimą. Po pierwsze uznałem, że na północy Polski w ostatnich latach zima jest dość oszczędna w opady śniegu. Po drugie – taki rower przystosowany jest do szerszych opon niż szosowe, więc zostawiam sobie pole do manewru.
Jak się ubrać na rower zimą
To będzie dla mnie stare doświadczenie, choć zupełnie po nowemu. Gdy byłem nastolatkiem zdarzało mi się już jeździć rowerem górskim w śniegu tak głębokim że zakrywało piasty. Eksperymentowałem także z życiem na krawędzi pokonując kilka kilometrów zupełnie oblodzoną (przykrytą ubitym i zmarźniętym śniegiem) drogą lokalną o niewielkim natężeniu ruchu. Jazdę w mrozie mam więc za sobą i to w dodatku bez odzieży technicznej.
Dzisiaj mam więcej możliwości. Okazuje się, że jeśli chodzi o warstwy ubioru to na nogi powinny wystarczyć zimowe rajstopy kolarskie, natomiast na górną część ciała trzy warstwy: podkoszulek termoaktywny z długim rękawem, koszulka kolarska z długim lub krótkim rękawem (taka na lato lub chłodne letnie poranki) a na wierzch kurtka lub bluza kolarska. Linki do kilku produktów polecanych przeze mnie znajdziesz na końcu wpisu. Pod kask świetnie sprawdza się cienka czapeczka dla biegaczy, a na ręce rękawiczki jesienne lub zimowe. Na stopy obecnie wystarczają mi buty MTB (bez otworów wentylacyjnych od spodu) w pakiecie z ochraniaczami wodoodpornymi (cienkie na lato) i grubsze, długie skarpety.
W chwili obecnej oczekuję na realizację zamówienia w firmie, z którą współpracuję od samego początku swojej kolarskiej przygody – Verge Sport Polska. Zamówiłem u nich rajstopy zimowe Inferno oraz kurtkę Aero-Therm (linki na końcu wpisu). Proces zamówienia oczywiście jak zwykle przebiegał bez problemu, wraz z przesyłką ciuchów do przymiarki (kto obserwuje mnie na Instagramie ten miał okazję zobaczyć kilka zdjęć w relacji). Szczerze polecam firmę Verge.
Technika jazdy rowerem zimą
Technika jazdy rowerem zimą na pewno wymaga większego skupienia. Ale o tym jak na razie mogę napisać mało, jeśli nie “wcale”. Jeszcze nie było lodowiska ani śniegu na drodze. Jedyne co w tej chwili mogę polecić to zmniejszenie ciśnienia w oponach zwłaszcza kiedy jest mokro. Dzięki temu prostemu zabiegowi powierzchnia styku opony z podłożem będzie większa, co wpłynie pozytywnie na przyczepność. Warto także pamiętać aby unikać białych pasów namalowanych na jezdni – kiedy nawierzchnia jest wilgotna znacznie łatwiej można stracić przyczepność. Koniecznie stosuj oświetlenie i nie przesadzaj z mocą świecenia przedniej lampki – oprócz tego, że może ona oślepić np. kierowcę jadącego z przeciwka, to dodatkowo może spowodować, że taki kierowca nie zauważy Twojej ręki wystawionej w bok jako chęć sygnalizowania zamiaru skrętu. Swoją drogą, do tematu oświetlenia rowerowego i mądrego korzystania z tego wynalazku wrócę w następnym wpisie!
Zimowy bohater
I na sam koniec tego wpisu napiszę Wam, że fajne to uczucie kiedy inni stoją na przystanku autobusowym i dosłownie marzną choć są ubrani grubiej niż ja. Docierają do mnie głosy podziwu gdyż ludzie wyobrażają sobie zapewne, że na rowerze musi być bardzo zimno. A jest zupełnie przeciwnie. Tylko – o ironio – trzeba się o tym przekonać na własnej skórze!
Polecany asortyment
- Kurtka rowerowa ROADR 500 Van Rysel – ustrzeliłem ją jakiś miesiąc temu na końcówce serii za jedyne 69 zł! (cena regularna to 169,90 zł)
- Czapka do biegania Kalenji – idealnie leży pod kaskiem, jest cienka a zarazem dość ciepła aby zapewnić komfort termiczny w temperaturach od -5 do +10 stopni Celsjusza, w dodatku kosztuje niewiele.
- Kurtka Aero-Therm od Verge Polska – będę testować ją od połowy grudnia.
- Rajstopy Inferno na szelkach od Verge Polska – najcieplejsze spodnie rowerowe w asortymencie tego producenta, będę testować od połowy grudnia
- Rajstopy Defend na szelkach od Verge Polska – bardzo fajne, wodoodporne spodnie na rower, idealne na okres przejściowy. Świetnie sprawdziły się także podczas ultramaratonów.
Spodobał Ci się ten artykuł?
Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy, przekaż proszę choć jednemu swojemu znajomemu że istnieje ten blog. Będzie mi także bardzo miło za każde polubienie tej strony na Facebooku oraz obserwowanie konta na Instagramie. Dzięki!
Jazdę zimą można podzielić na cztery etapy, podział na temperatury nie jest sztywny, to raczej 0 stopni C +/- kilka niż ścisłe od -5 do +5. Trzeba pamiętać, że różnica między -5 a +5 jest znaczna i oczywiście każdy ma własną odporność na zimno, do tego wiatr i wilgotność znacznie zmieniają odczucie temperatury, tak samo to czy jedziemy z górki, czy pod górkę 🙂
powyżej +5 stopni C — każdy poza nielicznymi wyjątkami może jeździć bez specjalnego sprzętu i przygotowania — ostatnio takie mamy zimy 🙂
między -5 a +5 — w tym zakresie trzeba trochę się przygotować, najważniejsze są ręce i głowa. Około zera stopni jeżdżę w jesiennych rękawiczkach rowerowych, ale często zakładam pod nie cieniutkie rękawiczki z materiału, na głowę opaska windstopper i lekka czapka. Do tego koszulka termoaktywna, cienki t-shirt na krótki rękaw (czasem dodatkowo cienka bluzka na długi rękaw), bawełniany golf i buff na szyję.
między -15 a -5 — nikogo nie zachęcam do jazdy poniżej -10 stopni Celsjusza 🙂 Ale jeśli z własnej woli chesz, to co innego. Na około -10 stopni C mam grube zimowe rękawiczki rowerowe pod nie cienkie z materiału. Opaska windstopper, ciepła czapka. Ciepłe buty, u mnie sprawdzają się niskie turystyczne, na siebie co kto lubi. Sam rezygnuję z golfu, a w zamian biorę polar.
poniżej -15 — to już jest ciężko. Bez żartów. Przy jeździe dłużej niż 40 minut trzeba uważać. Na takie temperatury na głowę opaska windstopper, czapka, kaptur; golf, buff i kołnierz polaru na szyję; na siebie koszulki (ilość wg upodobań i odporności na zimno), golf, polar; spodnie jeansy i na nie spodnie wodoodporne (dla ciepła niespecjalnie chlapie przy takim mrozie), na dłonie cienkie rękawiczki bawełnianie, grube zimowe rękawiczki rowerowe, na wierzch ciepłe bawełniane rękawiczki (duże, żeby weszły na tamte). Raz kiedyś mi się coś przywidziało, że nie jest tak zimno jak wygląda i nie wziąłem tej trzeciej pary. Po 30 minutach jazdy ogrzewałem sobie dłonie pod zimną wodą, na szczęście nie nabawiłem się żadnych odmrożeń.
poniżej -25 — (tak były takie temperatury w Gdańsku kilkanaście lat temu). Nie mam za bardzo rady, co jeszcze na siebie zarzucić, raczej trzeba ograniczyć czas jazdy. Przy tej temperaturze problem jest z rowerem, miałem wrażenie że za chwilę urwę linkę, złamię jakąś manetkę, albo i rama pęknie od najmniejszego wstrząsu, wszystko sprawiało wrażenie niezwykle kruchego. Ale nic się nie zepsuło.
Technika: nie jeździmy kiedy jest gołoledź i po świeżym śniegu. Można, lecz trzeba liczyć się z wywrotkami po drodze. Możliwe, że opony z kolcami pomagają, ale nie próbowałem. Hamulce, szczególnie V-break, mają tendencję do słabnięcia — rano (do pracy) działają, po południu (wracając z pracy) już ledwie łapią, przed każdą jazdą warto sprawdzić, czy nadal są sprawne. Na mrozie oddychamy przez nos, jeśli jedziemy z koleżanką/kolegą ograniczamy rozmowy, bo można się przeziębić.
Rower: najtańszy możliwy osprzęt. Dlatego, że jazda po grubo solonym błocie pośniegowym zżera części w tempie ekspresowym. Jak nie ma śniegu to wszystko jedno.
Fajny komentarz, bardzo Ci dziękuję za te porady. Zobaczymy co tegoroczna zima nam przyniesie i jak to przetrwamy. 😊
Dodam od siebie :
1. W temacie kolców – ja stosuje (zakładam na rower zimowy przy pierwszych ostrzeżeniach o gołoledzi) – dają radę (brak wywrotek z powodu poślizgu przez 3 sezony). Niestety jedzie się odczulanie ciężej …. oponki to podstawowy model Schealbe.
Co ciekawe – po ok 2500 km – kolce są w bardzo dobrej kondycji i są w komplecie.
W oponach kenda (z kolcami, model nie pamietam) szybko uciekały z opony …)
2. W kwestii zakresów – poniżej -10 ubieram się jak na narty (większość ubioru ma coś wspólnego z merino) – i w zasadzie tylko dłonie to problem (najwiecej budżetu tu wpakowałem – a efekt bez szału).
3. Hamulce V i zima …. klocki co 500 km nowe :p Mimo regulacji co 2-3 dni …
Ale dojeżdżam ja, zaraziłem tym dziewczynę i kolegę z pracy – i jest to super 🙂
Pozdrawiam !
Doświadczenia z oponami kolcowanymi nie mam doświadczenia, ale wyobrażam sobie że kolce na lodzie niewiele pomagają. Co innego na ubitym śniegu. Tyle że tego u nas na północy ostatnio w ilościach zdecydowanie deficytowych.
Z rękawiczkami nie walczę – tzn nie szukam na siłę nowych/innych modeli. Zauważyłem że styl jazdy ma największy wpływ na temperaturę dłoni. Jak palce marzną to ściskam mocno kierownicę i po kilku minutach jest już ok. Dłonie luźno położone na kierownicy nie wykonują pracy, więc ukrwienie jest mniejsze – efektem jest uczucie zimna w palce.
Ja tej zimy wykorzystuję silne opady śniegu i mrozy i prawie codziennie jeżdżę nocą po lesie. Jakiś czas temu spadło dużo śniegu, który potem gwałtownie stopniał po czym chwycił silny mróz w nocy. W związku z czym cała ta woda zamarzła. Coś niesamowitego jak się po takim lodzie w lesie jeździ. Polecam. Potem spadło masę śniegu i jak był świeży to jazda była przyjemnością, później jednak ludzie udeptali go i przyjemność się skończyła bo było mroźno. Źle się jedzie po zmrożonych śladach po butach. jakby się po kamieniach jechało. To wszystko w lesie, bo to jednak zawsze większa frajda niż po prostej drodze 🙂 (jak dla mnie większa frajda).
Jak się ubieram:
Mam odzież termoaktywną, spodnie bojówki zwykłe, spodenki kolarskie z pamperesm (czasami zakładam a czasami nie), do tego na górę termoaktywna koszulka z długim rękawem i podkoszulek, bluza z kapturem i kurtka wiatrowa z membraną. Kaptur na głowę i kask na kaptur. Oczywiście balaklava bo nie da się oddychać przez nos jadąc 10km na najniższym biegu w śniegu przy mrozie -10 i niżej. Buty to trapery wojskowe i tu bywają zgrzyty największe. Jak z lasu się wyjedzie na szosę i przyspieszy to stopy marzną. Dwie pary skarpetek przydatne. Mowa o temperaturze -15 stopni (przypuszczam, że odczuwalna to jakieś -20 na szosie, w lesie mniej). Co do oświetlenia to dwie lampki przednie, jedna bardzo mocna do lasu i jedna słabsza na drogę jeśli w mocnej już zabraknie życia. Jak mocna dalej ma siłę to oczywiście na 25% mocy na drodze. Lampki na drodze zawsze w dół i tak, żeby nie raziły nikogo a dawały widoczność. Tył lampka czerwona na rower plus lampka w kasku (taka wbudowana w napinacz tylny). Wydaje się to działać nieźle. Ręce to dwie pary rękawiczek. Jedne cienkie a drugie grubsze kolarskie. Ma to o tyle sens, że te grubsze się tak nie moczą od potu no i palce nie marzną tak strasznie. Mój najdłuższy dystans w takie mrozy to trochę ponad 20km, ale trzeba wziąć poprawkę na bardzo złe warunki drogi w lesie. Po asfalcie znowuż mróz daje w kość. Ale polecam! 🙂 Jest moc jak się wróci z takiego wyjazdu. Jestem amatorem, który odkrył rower jakiś czas temu i teraz powoli buduje kondycję. Nie widzę powodu, żeby nie wsiąść na rower przy temperaturze do -20 stopni. Niżej to już faktycznie może być ciężko. Szczególnie na szosie a nie w lesie. I NIGDY nie myję roweru zaraz po takiej mroźnej wyprawie. Chyba, że biorę go do domu, żeby obsechł. Woda w łańcuchu w garażu gdzie ciepło nie jest w nocy mogłaby uszkodzić metalowe części szybciej niż ewentualna sól z drogi. Tak, mycie roweru zimą to faktycznie wyzwanie.
Nie mogłem się powstrzymać aby nie odpowiedzieć. Od dawna jeżdżę w zimie. Właściwie to więcej niż latem. I ja mam kilka wskazówek. 1. Jeżdżenie w zimie tylko w lesie, w terenie, górzystym najlepiej. Żaden asfalt!!! Rower dowożę autem do lasu aby po drodze mnie nie wypizgało. W lesie we względnym komforcie można jeździć to-15 -20. W górach takie temperatury bywają. Gdy teren jest urozmaicony to łatwo się zagrzać. Nie pamiętam kiedy zmarzłem!!! Zdarzało mi się jeździć w takich warunkach nawet kilka godzin. Jak wieje to w lesie jesteście bezpieczni. Wybierać szlaki ze śniegiem chociaż trochę ubitym wtedy jest ok. Gdy nie ma śniegu to obojętne. Uwaga na lód. Tu nie ma mocnych i unikać. Acha, raczej unikać tras z długimi jednostajnymi zjazdami. 2. Ubrania. Mega grube skarpety z merino, kalesony z merino, ciepłe spodnie trekingowe, potówka gruba bardzo brubeck merino, porządna kolarska kurtka zimowa z dobrą membraną. W torbie jakaś kamizela bo przy zjazdach można zmarznąć. Acha, pod kask kominiara, na szyję bandama i kask. Na kask można założyć ochraniacz aby nie przewiewało lub kupić sobie pełny. Acha, buty to zwykłe five teny. Można zabrać skarpety na zmianę gdyby trzeba brodzić w głębokim śniegu. Chociaż merino trzyma nawet wtedy temperaturę. 3. Rower – sztywna trailówka na oponie 27,5+ 3.0 na mleku aby schodzić do ekstremalnie niskich ciśnień w kopnym śniegu. Smar na mokre warunki. Sprawny myk myk dla pewności na śliskich zjazdach. 4. Reszta szpeju – dwa termosy z gorącą herbatą z sokiem np z pożyczki itd. Trochę miodu. Okulary bywają zawodne – parują przy kominiarce. Można ją uchylić. Myślałem o Googlach do sportów zimowych – jeszcze nie przetestowane.
Acha, 3 pary rękawiczek. Ciunitkie na grube podjazdy gdy nie jest bardzo zimno. Grubsze, jesienne rowerowe na podjazdy i większą część trasy. Trzecie to narciarskie grube, z membraną. Na zjazdy. Gdy jest źle to można ubrać te najcieńsze i na to te narciarskie 🙂
Dzięki za podzielenie się cennym doświadczeniem i wartościowy komentarz. Dużo ciepła dla Ciebie!