Site icon Długi Dystans Rowerem

155 km w 5h8min – wrażenia i technika jazdy

sebastian gruszka z medalem

Kociewie Kołem – maraton rowerowy zaliczony na dystansie 155 km!

Maraton Kociewie Kołem to nie wyścig. To impreza zrzeszająca miłośników rowerów, którzy mają możliwość zwiedzenia Kociewskich zakątków na trzech trasach do wyboru – różnią się dystansem: 65, 115 i 155 km. Mnie udało się przejechać najdłuższą trasę z uśmiechem ma twarzy.

Jadę jak koń!

Gotowy do startu ustawiłem się z pierwszą grupą. 3-2-1-bang! Ruszyliśmy. Niespiesznie, spokojnie nabieram prędkości. Rozglądam się i szukam “kompanów” z którymi można godnie się zmęczyć na tym dystansie. Grupa bardzo szybko się rozciągnęła i każdy pojechał swoim tempem. Po dwóch kilometrach wypatrzyłem dwóch potencjalnych kompanów, więc przycisnąłem i dogoniłem ich. Daliśmy sobie kilka zmian. W jednej z pierwszych miejscowości pojawił się trochę mocniejszy, aczkolwiek krótki podjazd. Ponieważ akurat prowadziłem grupę postanowiłem ich sprawdzić (nieświadomie) – wstałem z siodełka i utrzymałem prędkość. Po niespełna kilometrze (gdy jakoś tak wszystko ucichło) odwróciłem się i zobaczyłem, że koledzy zostali w tyle z jakieś dobre 400 metrów. “No to dalej jadę sam” – pomyślałem.
Minęło jakieś 15 minut i dogonił mnie zawodnik z numerem 424 którego godności nie poznałem do dziś (a szkoda!). I tym sposobem jechaliśmy w duecie jakieś 30 km do Kopytkowa.
Pierwszy bufet świadomie minąłem – poszedłem za radą mojego współtowarzysza: ponieważ doganiała nas grupa kolarska ze Starogardu Gdańskiego, postój zaprzepaściłby możliwość dalszej jazdy w dużej grupie.
Do Osia trasa przebiegała spokojnie, trzymałem się z tyłu grupy aby odpocząć po dość mocnym wysiłku włożonym w jazdę w duecie.
70-ty kilometr, drugi bufet (Osie) a grupa jedzie dalej. Nie zdążyłem im podziękować i zjechałem do bufetu.
Po kilku minutach odpoczynku przyjechało dwóch chłopaków. Krótka wymiana spojrzeń i zagaduję: “to co, mogę jechać dalej z Wami?” zapytałem. “No jasne!”.
No to jedziemy! Tak poznałem Olo Baggins’a i Piotra Przybysza.

I pojawił się ból 😖

Okazało się, że moje siodełko pokłóciło się z moim tyłkiem. Albo to kwestia nowych spodenek? Na szczęście po kilku kilometrach rozruszałem obolałe miejsca i dalej już jechało się przyjemnie. W takim składzie dojechaliśmy wspólnie do mety zaliczając po drodze wszystkie pozostałe bufety.
Dawaliśmy sobie długie zmiany na których każdy starał się trzymać prędkość oscylującą około 36 – 40 km/h.

Za metą zapytałem chłopaków co sądzą o mojej pracy w grupie. Usłyszałem “jeździsz jak koń!”.
– To znaczy?
– Masz kopyto chłopaku. Trochę niższą kadencją kręcisz, ale trzymasz tempo.

Dziękuję Wam – Olo i Piotrze – za wspólną zabawę.

Udział w imprezie zaliczam do bardzo udanych. Na pewno będę częściej startować w takich eventach.

Na koniec pozostaje mi jeszcze podziękować firmie Enamor Sp. z o.o. za pokrycie kosztów wpisowego.

[activity id=1165949182]

Exit mobile version