Zacznę od przygotowania roweru.
W sakwie pod siodełkiem miałem to, co każdy rowerzysta mieć powinien:
łyżki do opon i zestaw naprawczy do łatania dętek. Oczywiście pompka też była – przyczepiona do ramy roweru.
Ponadto do sakwy wrzuciłem powerbanka, dwa imbusy (na wypadek gdybym chciał zmienić ustawienie siodełka lub bloków SPD w butach, skuwacz do łańcucha.
Technika jazdy.
Pierwsze kilkanaście kilometrów musiałem się mocno hamować aby podjazdów nie atakować zbyt mocno.
Na każdym zjeździe zależało mi na oszczędzaniu energii, więc przyjmowałem pozycję aerodynamiczną: dłonie możliwie blisko siebie na środku kierownicy, ręce blisko tułowia, sylwetka mocno pochylona, kolana nieruchomo przyklejone do rury górnej. Dzięki takiemu ustawieniu często przyśpieszałem nawet do 50 km/h bez pedałowania!
Czy bolał tyłek? Oczywiście! A jak sobie radziłem? Na podjazdach wstawałem z siodełka. Na zjazdach, przyjmując pozycję aero tyłek się przesuwał do tylu co też dawało ulgę.
Czy coś bym poprawił? Tak – już to zrobiłem: zmieniłem kąt pochylenia siodełka (przód uniosłem w górę o kilka mm, przy czym przykładając poziomicę siodełko nadal “patrzy” w dół. Celem zabiegu jest odciążenie ramion.
A Wy co zabieracie ze sobą? Jak oszczędzacie energię? Piszcie w komentarzach.
[activity id=1129452429]