Site icon Długi Dystans Rowerem

Krótka opowieść o BBT

medal ukończenia bbt

Czyli szybka relacja z ostatnich trzech dni, podczas których przejechałem rowerem non-stop dystans umowny 1008 km – umowny, bo różne źródła różnie podają: wg mojego licznika: 1045 km, wg GPS: 1027 km. Bez zagłębiania się jednak w szczegóły, nie da się przemilczeć faktu, iż przejechanie takiego dystansu w 61 godzin 48 minut jest nie lada wyczynem.

Grupa otwierająca wyścig

Trasę podzieliłem na trzy etapy, a znając prognozę pogody określiłem sobie cele na poszczególne fragmenty. Pierwszy – do Solca Kujawskiego (340 km) – chciałem pokonać w szybkim tempie i tak w istocie było. Od samego startu trafiłem na osoby z mocną nogą. Co chwilę wyprzedzaliśmy kolejnych uczestników a po dojeździe do Piły okazało się, że wyprzedzaliśmy harmonogram o pół godziny. W efekcie nie dostaliśmy jedzenia i pojechaliśmy dalej. Ale nie ma się co dziwić – było nas w grupie około 8 – 10 osób, każdy trzymał tempo i dawał długie zmiany, dzięki czemu lokomotywa szła do przodu ze średnią prędkością 31 km/h. Otwieraliśmy wyścig, co było dla mnie powodem do dumy i dodatkowym motorem napędowym.

W duecie do Łowicza

Po odpoczynku, zmianie odzieży, przeładowania bagażu i krótkiej drzemce w Solcu Kujawskim przyszedł czas na drugi etap liczący prawie 360 km do Starachowic. Do Łowicza jechałem w duecie z Grześkiem, a ponieważ skarżył się na ból kolana, większość trasy ja prowadziłem.

Z Łowicza wyjechałem w bardzo dobrym nastroju i sporą ilością sił w nogach, więc pomimo jazdy po zmroku trzymałem fajne tempo. Niestety złapałem kapcia, później walczyłem z prawidłowym osadzeniem opony (którą ostatecznie wymieniłem na nową) tracąc przy tym ponad godzinę czasu i mnóstwo energii.

W torbie pod siodełkiem miałem zdecydowanie za dużo bagażu, gdyż na każdym podjeździe dość skutecznie mnie spowalniał. Płaski teren jednak wybaczył mi ten błąd i udało się sprawnie jechać ze średnią prędkością ok 28 km/h.

Uniknąć deszczu

Do Starachowic dojechałem rano, szczęśliwie unikając opadów deszczu, które nadeszły z ciemnymi chmurami niedługo później. Miałem tutaj swój drugi przepak i planowałem dłuższy pobyt aby się przespać. Sprawdziłem prognozę pogody i uznałem, że największe opady spędzę z zamkniętymi oczami.

Gdy intensywność opadów była znacznie mniejsza, wsiadłem na rower i wraz z Grześkiem (już innym) pojechaliśmy dalej i… Zaczęły się góry! Na szczęście tylko do Opatowa. Strome podjazdy zaczęły się za Sędziszowem Małopolskim (od 860 km).

Ostatni odcinek trasy był zmienny – np. od Opatowa do Majdanu ciągnąłem równo z prędkościami ponad 30 km/h – lecieliśmy z Grześkiem jak Pendolino, pomagał nam umiarkowany wiatr w plecy. Ale na podjazdach bardzo zwalniałem i czas się dłużył.

Byle do mety

Im bliżej było do mety tym więcej czasu spędzaliśmy w punktach kontrolnych – np. w Ustrzykach Dolnych chcieliśmy siedzieć tylko chwilę, a wyszło ponad 1,5 godziny. Niby deszcz nie padał, ale jechaliśmy w chmurach, więc z rękawiczek mogłem wyciskać wodę.

Ostatni fragment 42 km od Ustrzyk Dolnych do Ustrzyk Górnych jechałem sam i niestety spowalniała mnie kontuzja, która wyszła na jakieś 100 km przed metą, ale dopiero od Ustrzyk Dolnych zaczęła przeszkadzać – ścięgno Achillesa chyba nie lubi zimnego wiatru (w połączeniu z dużą wilgotnością) na zjazdach podczas których się nie pedałuje. W połowie drogi zawinąłem bolący fragment w materiał i folię, zjadłem żel energetyczny i tabletkę przeciw bólową co wystarczyło na to, aby dostać „kopa” i szczęśliwie dojechać do finiszu.

Upragniona meta i chaos organizacyjny

Po tak długiej wyprawie każdy z nas chciałby szybko się umyć i pójść spać. Organizator jeszcze przed startem się chwalił „nowością” – już na mecie będzie można odebrać spersonalizowany pamiątkowy strój kolarski. Gdy się ogarnąłem, ustawiłem się kolejce po ten strój, a tam okazało się że nie jestem „zweryfikowany” i mam udać się do biura wyścigu. Nawet nie mogłem przymierzyć stroju. W biurze natomiast mi powiedziano, że muszę poczekać.

Czekam do dziś i zdaje się że jeszcze poczekam kilka tygodni na strój który – mam nadzieję – przyjdzie pocztą. I z tego powodu nie mam lepszego zdjęcia z finiszu niż to, które zrobiłem dzisiaj.

Sponsorzy, partnerzy, kibice

Przez cały czas miałem wgląd we wszystkie komentarze, wiadomości i reakcje na facebooku. Przychodziło wiele motywujących SMS-ów. Była nawet rozmowa telefoniczna! Wiem, że wiele osób śledziło moją pozycję na mapie, duże grono „pedałowało” ze mną mentalnie a inni ściskali mocno kciuki.

Nie ważne jak to robiliście i jak często – ważne, że pomagało! Każdy z Was przyczynił się do osiągnięcia tego celu. Nie tylko w trakcie samego wyścigu, ale także w całym okresie przygotowawczym – dziękuję Wam, drodzy kibice (w tym rodzinie, przyjaciołom, znajomym), za wyrozumiałość, wsparcie i cierpliwość. Wiem, że niektórzy bardziej obawiali się o moje zdrowie niż o wypadek – nie mniej jednak każdy z Was przeżywał to na swój sposób i pewnie bardziej się stresował niż ja sam. Dziękuję.

Bez wsparcia od sponsorów – tj. firmy Enamor i serwisu Rowersi – przygotowanie i udział w ultramaratonie „Bałtyk-Bieszczady Tour” byłby o wiele trudniejszy. Dziękuję także firmie Verge Polska za obsługę klienta na najwyższym poziomie, korzystne rabaty i terminowość przy zamówieniach spersonalizowanej odzieży kolarskiej, która przetrwała tę próbę wzorowo.

Media o BBT

I jeszcze link do materiału z telewizji, na którym można zobaczyć jak bardzo smakuje mi drożdżówka 😀 https://fakty.tvn24.pl/fakty-po-poludniu,96/ruszyl-kolarski-maraton-baltyk-bieszczady-tour,863727.html

[activity id=1800758740]

Powyższa wtyczka ze Stravy nie ogarnia aktywności trwających dłużej niż dobę, stąd podaje tylko 13 godzin...


Pozostałe wpisy z cyklu „Relacja z udziału w Bałtyk-Bieszczady Tour 2018”:

  1. Pakowanie sakw i przepaków na BBT
  2. Krótka opowieść o BBT (teraz czytany)
  3. Ogólna relacja po BBT 2018 – przed startem
  4. Ogólna relacja po BBT 2018 – start
  5. Otwieramy wyścig maratonu Bałtyk-Bieszczady Tour
  6. Siedemset kilometrów do mety
  7. Na półmetku BBT
  8. Bałtyk-Bieszczady Tour zaczyna się od 700 km
  9. Ostatni etap ultramaratonu BBT 2018 i podsumowanie
Exit mobile version