bezpieczny kolarski czwartek

Bezpieczny Kolarski Czwartek

Zaczynałem kiedyś tak samo jak pewnie wielu z Was – kolarzy amatorów. Kupiłem swój pierwszy rower szosowy i zacząłem jeździć. Nie miałem wśród swoich znajomych nikogo, kto byłby w stanie mnie wprowadzić w świat kolarstwa. W internecie naczytałem (i naoglądałem) się poradników jak komunikować się z grupą kolarską. Chwilę później doświadczyłem wiedzy teoretycznej na ustawkach i rajdach. Teorię przełożyłem na praktykę: nauczyłem się pokazywać dziury, trzymać koło, sygnalizować progi zwalniające, tory kolejowe i przeszkody na poboczu. Wszystko w trosce o bezpieczeństwo współtowarzyszy (i swoje własne). Przez wiele setek kilometrów nabrałem w tym wystarczającej wprawy aby robić to odruchowo. Ty pewnie też już ten nawyk masz wyuczony tak samo jak wypinanie się butami z pedałów zatrzaskowych. Ale co z tego, skoro wciąż robimy rzeczy głupie, zupełnie nieświadomie zmniejszając nasze bezpieczeństwo na drodze? O tym, czego zapominamy uczę podczas cyklicznej ustawki Bezpieczny Kolarski Czwartek. No to o czym zapominamy?

W kolarstwo szosowe wkręciłem się na dobre. Przygoda ta zaczęła się w sierpniu 2017 roku i do dzisiaj według Stravy zarejestrowanych mam ponad 1000 przejazdów o łącznym dystansie ponad 32 tys km. Najdłuższy przejazd jednorazowy liczył 1027 km a najdłuższy podjazd (liczony w pionie) 2324 metry. Tylko w zeszłym roku przejechałem ponad 13 tys km, a w tym roku przekroczyłem dystans 9 tys km. Jednocześnie w tym roku przejechałem w ciągu 10 dni 1700 km po Polskich drogach.

Bynajmniej nie piszę o tym aby się przechwalać, lecz uświadomić Wam ile czasu spędzam w siodełku rowerowym. Bo znów – według zarejestrowanych aktywności na Stravie jest to prawie 400 godzin wysiedziane w siodełku tylko w tym roku. Oceniam siebie jako przeciętnego kierowcę (w kontekście posiadanych umiejętności; kierowca roweru czy samochodu to wciąż “kierowca”). Natomiast moje oczy już trochę zdarzeń widziały, a sam też wielu sytuacji doświadczyłem. Zarówno podczas jazdy solo jak i w grupie. I niestety muszę stwierdzić, że większość z nas nie potrafi jeździć bezpiecznie rowerem.

Jeśli jesteś zainteresowany inicjatywą “Bezpiecznie Rowerem”, zachęcam Ciebie do przeczytania osobnego wpisu na ten temat.

Brak umiejętności jazdy w grupie

Haha, dziwnie to zabrzmi: podczas jazdy w grupie nie potrafimy jeździć w grupie. Bo oprócz umiejętności pokazywania niebezpieczeństw musimy jeszcze umieć jeździć na kole, gęsiego oraz parami. Ponadto należy też utrzymać tor jazdy i trzymać się bezpiecznej części prawej strony jezdni. A w przypadku jazdy parami – musimy umieć jechać blisko siebie.

Aby te wszystkie warunki spełnić musimy umieć trzymać równowagę oraz jechać po sznurku. Najlepszą formą nauczenia się jazdy “jak po sznurku” wydaje się być trenażer rolkowy – na przykład taki. W praktyce wygląda to tak jak na załączonym filmie:

Ja sam na takiej rolce jak dotąd nie jeździłem i wciąż wyobrażam sobie, że pierwsze kilka godzin może być sporym wyzwaniem. Nawet dla mnie!

Czy to oznacza, że chcąc jeździć w grupach kolarskich powinniśmy najpierw nauczyć się jazdy na rolce? Pomysł wydaje się być ciekawy i nawet rozsądny. Gorzej z dostępnością takich przyrządów. Dlatego warto chociaż zdawać sobie sprawę z tego, że jazda w grupie wymaga większych umiejętności niż pozornie się to wydaje. I warto chociaż na początku skorzystać z indywidualnego treningu szosowego.

Jazda parami

Kolarze lubią jeździć parami, bo czują się wtedy bezpieczniej. A przy okazji skracają o połowę długość całej grupy ułatwiając tym samym wyprzedzanie przez kierowców. Pół biedy, jeśli jazda parami faktycznie wygląda tak jak nazwa wskazuje. Ale niestety często obserwuję, że zdarza nam się jeździć trójkami, albo (o zgrozo) czwórkami. Owszem – zwłaszcza na pofalowanej trasie zdarzają się chwilowe, “poszerzanie” peletonu. Jeśli taki stan utrzymuje się permanentnie, to coś jest nie tak. Podobnie z jazdą w wachlarzu podczas walki z bocznym wiatrem. Wtedy już nie jedziemy równo jeden za drugim i znów zachodzi nieład.

Kolarze opowiadają się przychylnie za postulatem wprowadzenia do Polskich przepisów obowiązku zachowania odległości minimalnej wynoszącej 1,5 metra przez pojazd wyprzedzający. Też jestem “za”. Ale jeśli będziemy jeździć jak bydło, zajmując całą szerokość pasa ruchu, to choćby kierowca zjechał maksymalnie do lewej krawędzi jezdni nie będzie w stanie spełnić tego postulatu. Zatem – szanowni kolarze i rowerzyści. Jeśli chcecie aby kierowcy wyprzedzali Was z zachowaniem odpowiedniej odległości, dajcie mu na to szansę. Proponuję prosty układ: my zajmujemy maksymalnie 3/4 szerokości pasa w jezdni, a kierowcy wyprzedzają nas zjeżdżając maksymalnie do lewej krawędzi. Okej?

Bądź widoczny

W sytuacjach kolizyjnych kierowcy czasem używają argumentu “ja nie widziałem tego rowerzysty!”. Pierwsza myśl – kierowca powinien pójść do okulisty skoro ma problemy ze wzrokiem. Bo najłatwiej zrzucić winę na coś, co wydaje nam się oczywiste.

A słyszałeś o zjawisku olśnienia? Lub o zjawisku Purkiniego1? Niestety – budowa ludzkiego oka nie jest idealna co w pewnych sytuacjach sprawia, że nie dostrzegamy pewnych szczegółów. Rozmawiając z kolarzami (którym zdarza się również jeździć samochodem) słyszałem już historie gdy ten kierując swoim autem w słoneczny dzień w ostatniej chwili dostrzegł rowerzystę jadącego prawidłowo skrajem drogi. Dopiero wtedy taki kolarz-kierowca zrozumiał, że warto mieć dobre oświetlenie rowerowe i używać je także w ciągu dnia.

Nie bez powodu przecież kilka lat temu wprowadzono obowiązek jazdy samochodem z włączonymi światłami mijania w ciągu dnia. A raporty i badania2 wykazują zmniejszenie ilości wypadków co udowadnia zasadność tych przepisów.

Ostatecznie – nie jestem zwolennikiem nakładania prawnego obowiązku stosowania świateł do jazdy w dzień rowerem. Nie mogę jednak do końca zrozumieć dlaczego kolarze jeżdżą na rowerach wartych kilkanaście tysięcy złotych, a nie kupią kompletu lampek wartych 200 czy 400 zł. No chyba, że kupili – ale nie montują do roweru bo to “trzepak” i wstyd…

Współpracuj z kierowcami

Rowerzystom czasem wydaje się, że są jak motocykliści. Dojeżdżając do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną omijają wszystkie samochody aby zająć Pole position. Co do motocyklistów nie widzę w tym nic złego – ruszają dynamicznie spod świateł i nikomu nie przeszkadzają. Rowerzyści to odrębna historia. Nim rowerzysta i kierowca dojechali do przytoczonego skrzyżowania, najpierw kierowca wyprzedził tego rowerzystę. Następnie cyklista wyprzedza ten samochód stojący już przed skrzyżowaniem. A gdy ruszają spod świateł – ten sam kierowca znów musi wyprzedzić tego samego rowerzystę. Trzy wyprzedzania zamiast jednego. Trzy razy więcej sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. Mało tego – jako rowerzysta w takiej sytuacji czułbym się niekomfortowo. A to za sprawą faktu, że ten sam kierowca znów musi mnie wyprzedzić. I to z mojej własnej głupoty.

Dlatego proponuję dwa zachowania “pro-partnerskie”:

  1. Gdy dojeżdżasz do skrzyżowania przed którym stoją samochody – odpuść sobie ich wyprzedzanie. Zajmij miejsce w kolejce.
  2. Gdy jesteś na skrzyżowaniu jako pierwszy a za tobą ustawi się kilka samochodów, spróbuj je przepuścić. Ty stoisz w miejscu, więc raczej się nie przewrócisz. Samochody dopiero ruszają, więc ominą Cię z niższą prędkością. Nikt w tej sytuacji nie przegra – wszyscy wygrywają.

Przy okazji – skrzyżowanie można też zastąpić innym miejscem. Np. przejazdem kolejowym. Po prostu – otwórzmy oczy, użyjmy wyobraźni, zastanówmy się nad tym w jakiej sytuacji w danym momencie jesteśmy. I tu dochodzę do kolejnego punktu tej wyliczanki.

Empatia

Wszystkie wspomniane elementy łączy jeden wspólny mianownik: EMPATIA. Dla przypomnienia zacytuję Wikipedię:

Empatia (gr. empátheia „cierpienie”) – zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób (empatia emocjonalna), umiejętność przyjęcia ich sposobu myślenia, spojrzenia z ich perspektywy na rzeczywistość (empatia poznawcza).

Ciągle marudzimy, że ktoś czegoś (kogoś) nie zauważył. Że nie potrafi ocenić sytuacji tak samo jak my (bo ma inny punkt widzenia). Na przykład kierowca oczekuje od nas jazdy po drogach rowerowych niezależnie od tego w jakim one są stanie. Kierowca ten widzi jedynie znak drogowy. Denerwujemy się gdy kierowca zaczyna na nas trąbić, itd… W tym narzekaniu da się usłyszeć nasze wołanie o empatię jaką ta osoba ma się wykazać w naszym kierunku. Jednocześnie sami zachowujemy się tak jakbyśmy byli pępkiem świata. Nie bardzo wiedzieć dlaczego? I co – chcemy aby wszyscy inni musieli na nas uważać jak na porcelanową figurkę? Bo jesteśmy niechronionymi uczestnikami ruchu drogowego?

Spójrz na sprawę z drugiej strony

To teraz sobie wyobraź, że ja biorę tę figurkę z porcelany i stawiam ją na środku korytarza Twojego domu. Zwyczajnie uznałem, że tam będzie się idealnie komponować z całym wystrojem salonu. “Bez sensu” – pomyślisz, argumentując że przecież będzie ona przeszkadzać gdy będziesz chciał przejść korytarzem do innego pomieszczenia. Dodasz jeszcze, że przecież mogę ją postawić na półce pod ścianą gdzie będzie równie ładnie wyeksponowana. A przy okazji będzie mniejsze ryzyko, że ją uszkodzisz. Tak! Bardzo podobnie myślą o nas kierowcy, gdy widzą nas na jezdni mimo że obok jest droga rowerowa.

A co myślisz o kierowcy, który chwilę temu wyjeżdżając z bocznej ulicy stanął w poprzek drogi rowerowej po której jedziesz Ty? Czy jesteś absolutnie pewien, że ten kierowca wie o istnieniu tej drogi rowerowej? Powiesz z okrzykiem “TAK! Przecież nawierzchnia jest czerwona!”. Ale w innej sytuacji będziesz tłumaczyć, że czerwony kolor “chodnika” nie definiuje go z góry drogą rowerową. Na marginesie – słusznie, bo musi być postawiony znak pionowy. Czy zauważyłeś, że w wielu miejscach takie wyjazdy z bocznych uliczek nie są odpowiednio oznaczone? Może przydałby się kolejny znak drogowy (za nasze – podatników – pieniądze)? Inną kwestią jest brak dostatecznej widoczności w obrębie skrzyżowania i wtedy (niestety) tenże kierowca musi zatrzymać pojazd w poprzek drogi rowerowej.

Buble projektowe

W wielu miejscach mamy “buble” projektowe za które winimy kierowców, a kierowcy rowerzystów. Projektanci umywają ręce bo na papierze “wszystko się zgadza” i z problemem muszą sobie radzić użytkownicy. W niektórych miejscach inaczej układu drogowego nie da się poprowadzić, lub alternatywne rozwiązania są zbyt kosztowne. Wtedy idziemy na kompromis.

Bezpieczny Kolarski Czwartek

Niestety świat nie jest idealny i my też musimy się nauczyć sztuki kompromisów. Podczas Bezpiecznych Kolarskich Czwartków zachęcam do postawy “pro-partnerskiej” na drodze.

Jeśli chcesz się przyłączyć to naładuj lampki rowerowe, załóż kask na głowę i przyjeżdżaj! W każdy czwartek spotykamy się pod sklepem Rowersi w Gdańsku przy ul. Tytusa Chałubińskiego 27. O godzinie 17:30 ruszamy na 50-kilometrową pętlę po Żuławach. Podczas jazdy zwracamy uwagę na to, aby żyć w symbiozie z innymi uczestnikami ruchu drogowego. Nikomu nie przeszkadzać, a nawet – pomagać.

Nie wszystkie sytuacje czy pomysły na poprawę wizerunku rowerzysty na drodze tutaj opisałem. Zdaje się, że na ten temat mógłbym nawet książkę napisać. Mam jednak nadzieję, że otworzyłem Twoje oczy na kilka spraw i spojrzysz na nie inaczej.


1 Zjawisko Purkiniego

2 Czy obowiązek jazdy na światłach w dzień poprawia bezpieczeństwo?

One Reply to “Bezpieczny Kolarski Czwartek”

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.