kolarz pijący napój z bidonu

O nawodnieniu na rowerze

Jest to już czwarty wpis z cyklu “relacja z udziału w ultramaratonie W(y)prawka Kaszubska na dystansie 500 km rowerem non-stop” – mojego pierwszego maratonu na dystansie ultra. Skoro było już o jedzeniu, to o nawodnieniu również słów kilka się należy. Zwłaszcza, że popełniłem szereg błędów.

Kolejność wpisów nie jest przypadkowa. Niestety, zbyt późno zdałem sobie sprawę z tego, że przyjmowałem za mało płynów. Częściowo winę zrzucam na pogodę – nie chciałem pić zimnego (szczególnie o poranku i w nocy) aby zadbać o gardło. W efekcie na trasie miałem bardzo mało przerw w toalecie i odczuwałem pierwsze objawy odwodnienia.

Zawartość bidonów nie jest najważniejsza…

… Ważniejsze jest bowiem to, aby je regularnie opróżniać.

Jeśli po 3 godzinach dojeżdżasz z jednym bidonem pełnym pod korek to wiedz,
że coś się z tobą dzieje…

Miałem dwa bidony: 0,5 i 0,7 litra pojemności. Przerwy na uzupełnianie zapasów robiliśmy co około 70 kilometrów, czyli średnio co jakieś 2,5 – 3 godziny. Jeśli po 3 godzinach dojeżdżasz z jednym bidonem pełnym pod korek to wiedz, że coś się z tobą dzieje… Łączna pojemność moich bidonów to zaledwie 1,2 litra! Podobną objętość wypijam siedząc w pracy przed komputerem przez… Hmmm…. Tak! 3 godziny!

Nic więc dziwnego, że przez kilka kolejnych dni musiałem się intensywnie nawadniać, aby uzupełnić stracone płyny. A czym się nawadniałem? Wodą mineralną – wysoko- i średnio-zmineralizowaną. Sposób nawodnienia też jest ważny: mniejszymi łykami w krótszych odstępach czasu.

Czysta…

Już przed startem popełniłem jeden (moim zdaniem duży) błąd: do bidonów wlałem czystą wodę mineralną. Na szczęście szybko zdałem sobie z tego sprawę i postanowiłem swój błąd naprawić – już na pierwszej stacji benzynowej na której się zatrzymaliśmy dosypałem cukier i kwasek cytrynowy do bidonów, więc częściowo naprawiłem swój błąd.

I przy okazji, dla wzmocnienia słów z poprzedniego akapitu i zobrazowania skali problemu powtórzę: po 60 kilometrach (początek trasy) jeden bidon był pełen po korek, a z drugiego ubyło może 1/4 zawartości. Dwie godziny umiarkowanej aktywności fizycznej w słońcu i wypite około 200 ml – to zdecydowanie za mało!

Elektrolity i glukoza

Tam gdzie tylko mogłem, kupowałem herbatę z cukrem i cytryną. I tu właśnie dochodzę do sedna. Czysta woda nie wystarczy na dłuższą metę.

Cukier jest potrzebny aby dostarczać paliwo do mięśni (oczywiście jedzenie też jest potrzebne, ale forma płynna jest lepiej przyjmowana). Cytryna natomiast to całkiem dobre źródło elektrolitów i witaminy C. Gdyby było można, dosypywałbym też trochę soli – i chyba na następny maraton zaopatrzę się w saszetki z solą. Alternatywnie można wykorzystać rozpuszczalne tabletki z elektrolitami – nie zabrałem ze sobą, ale w domu leżą i czekają na odpowiedni moment.

A herbata? Dostarcza sporo mikroelementów. Poza tym była to ciepła alternatywa dla zimnych napojów, co przy panujących warunkach było dla mnie wskazane. Jeśli ktoś miał ochotę, mógł napić się kawy – i wielu moich współtowarzyszy tak robiło.

Pozostałe wpisy z cyklu relacja z ultramaratonu W(y)prawka Kaszubska

6 Replies to “O nawodnieniu na rowerze”

  1. Slysżalem kilka lat temu audycje radiowe na temat nawadniania organizmu. Teza tej audycji było rozróżnienie płynów nawadniające od takich jak kawa cherbata piwo które nie przyczyniają się do popRawy bilansu płynów w organizmie. Pozdrowienia.

    1. Dlaczego więc w jednej z niedawno wydanych książek, której autorami są dietetycy, jako jeden z napojów polecanych na treningi i zawody jest ten na bazie herbaty (zielonej) i nazywa się go izotonikiem? Gdyż odpowiednio skomponowany napój pozwala na uzupełnienie utraconych płynów, soli mineralnych, elektrolitów i witamin.
      Czysta woda też nie jest najlepsza do nawadniania w trakcie aktywności fizycznej, dlatego dodajemy trochę cukru (miodu), soku z cytryny, soli i imbiru aby organizm miał co trawić i tym samym szybciej wchłonął wodę. A przy okazji uzyskujemy napój, który osmotycznie jest zbliżony do płynów w organizmie.

      Ja tej audycji nie słyszałem, ale domyślam się że chodziło o napoje działające moczopędnie, co jest przeciwwskazane podczas aktywności fizycznej, gdyż nie chcemy wypłukiwać kolejnych mikroelementów, traconych i tak w sporych ilościach wraz z potem.

  2. Ja sam na swoim przykładzie zauważyłem, że nie opłaca się zapominać o nawodnieniu. “Chwila” nieuwagi i ja wysiadam – ciało odmawia posłuszeństwa, czuję się ospały i od razu zmęczony…

    1. Zmęczenie o którym piszesz to naturalna reakcja organizmu. Niestety niektórzy nie zauważają tych objawów lub mylnie przypisują je do aktywności fizycznej (jadę rowerem więc jestem zmęczony).

  3. Ciekawe, jak ludzie przeżyli setki tysięcy lat na samej wodzie. Ludzie, którzy wykonywali znacznie więcej aktywności fizycznych niż my, chodzili na ogromne dystanse. To samo inne zwierzęta, które też żyją na czystej wodzie.

    Te wszystkie dodatki do wody to głupia moda.

    1. Dzięki za Twój komentarz. Częściowo się z Tobą zgadzam. Jeśli uprawiamy sport totalnie amatorsko, nie rywalizujemy z innymi tylko robimy to dla siebie – zwykła woda wystarczy.
      Natomiast gdy chcemy rywalizować, wykorzystać więcej możliwości z naszego organizmu, to optymalizacja jest wskazana. Dodatki do wody to wynik ewolucji – człowiek jest istotą rozwijającą się, więc szukamy sposobów na poprawę swoich możliwości.
      Stąd w sporcie padają kolejne rekordy, kolarze jeżdżą szybciej. Nie zgodzę się więc z tezą iż jest to moda, choć niektórzy w nią faktycznie popadają bez zastanowienia się „czy jest mi to potrzebne”.
      Pozdrower serdeczny!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.